Ale ten czas biegnie... Szybko...
Już po majówce, zimnej, mokrej i chorej. Coś nas zmogło, ale dochodzimy do siebie.
Hoye mi się rozkwitły, cieszą oko.
Hoye mi się rozkwitły, cieszą oko.
To hoya kerri - jedna z moich pierwszych Tajek. Zapachu niestety nie czułam - zatoki odrobinę zatkane, powonienia brak. Ale jest jeszcze nadzieja, bo kilka kolejnych baldaszków szykuje się do kwitnienia.
Zdjęć nie podpisałam, ale uroczyście oświadczam, że są moje i wiadomo - kopiować nie wolno. ;)
Zdjęć nie podpisałam, ale uroczyście oświadczam, że są moje i wiadomo - kopiować nie wolno. ;)
Kilka innych hoi także lada dzień pokaże kwiecie, nie fotografuję, żeby nie zapeszyć. Czekam, cierpliwie. :D
Szydełkowo miałam małe zamówienie. Mały Adaś wybiera się na wesele i potrzebował muszonka.
Jego Mama nie mogła zdecydować się jaki kolor, więc Adaś ma dwie muchy do wyboru: zieloną i bordową.
Jego Mama nie mogła zdecydować się jaki kolor, więc Adaś ma dwie muchy do wyboru: zieloną i bordową.
A że do muszki jakaś zabawka by się przydała, to zrobiłam małpkę.
Wiem, że Adaś jest wielbicielem Ciekawskiego George'a, wybór Adasiowej Mamy wypadł na małpencję.
Dałam jej a raczej jemu na imię Bruno, Adaś może zawsze jakoś go przechrzcić.
Wiem, że Adaś jest wielbicielem Ciekawskiego George'a, wybór Adasiowej Mamy wypadł na małpencję.
Dałam jej a raczej jemu na imię Bruno, Adaś może zawsze jakoś go przechrzcić.
Oto Bruno:
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zakończyć "Projekt L", dobrze mi zrobiła krótka przerwa.
Do zobaczenia, mam nadzieję wkrótce! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz